Mój nowy ulubieniec, który cały ranek uprawiał jogging w koło swojej zagrody
Mój drugi ulubieniec
A na koniec tradycyjnie, jak w każdym australijskim zoo - farma
Ze względu na ograniczony czas nie udało nam się dokładnie zwiedzić całości, ale myślę że 80% zwierząt widzieliśmy - odpuszczaliśmy głównie ptaki.
Nasz przewodnik Nigel zabrał nas następnie na punkt widokowy Lincoln's Rock
Mieliśmy dość sprawną grupę i postanowił zejść z nami nieco niżej. Tam np. widać wraki jakie ludzie wrzucali w przepaść. Teraz dojazd do urwiska jest zablokowany
W południe dostaliśmy czas wolny na lunch w wiosce Leura, która skupia się na krojeniu turystów na drogich obiadach. Na szczęście dało znaleźć się coś w rozsądnej cenie. W lokalu był telewizor i leciały wiadomości. Akurat dowiedzieliśmy się o "słynnej" amerykańskiej instagramerce, która bawiła się w łowczynię wombatów i wszyscy chcieli jej natychmiastowego wydalenia z Australii. Pani odnalazła świetny sposób na zamknięcie swojej kariery w internecie
:D
Po lunchu pojechaliśmy na wodospad
tuż obok był punkt widokowy. To był stresujący moment dla Nigela, bo musiał nas zostawić pod wodospadem i sami mieliśmy przejść 10 minut ścieżką pod punkt widokowy, a on przestawiał busa drogą dookoła. Opowiadał, że raz mu się grupka zgubiła i służby szukały ich kilka godzin. Nie wiem jak to zrobili, bo to nie była skomplikowana trasa. Chyba po prostu ludzie nie słuchają.
W tym miejscu Nigel do nas dołączył i w tym miejscu osoby, które nie czuły się na siłach na spacer po lesie mogły zostać w pobliskiej kawiarni. Kilka starszych osób rzeczywiście zostało. Większość jednak ruszyła na szlak.
bruce09lili napisał:Nie po to tłukliśmy się na drugi koniec świata, żeby wrócić po odwiedzeniu jednego zoo w Brisbane. Nie taki był plan. A ten rejs to nic?
:)
Powiedzmy, że będąc uwięzionym na rejsie i anulując kolejne zaplanowane dni skupialiśmy się bardziej na negatywnych emocjach bieżących i przyszłych, niż na pozytywnych przeżyciach z poprzednich dni. Jeśli nie uda nam się przedłużyć pobytu to można powiedzieć, że Australia była tylko krótkim przystankiem, a nie miejscem docelowym. Co do samego rejsu, to napiszę jeszcze o nim podsumowanie ale mogę zdradzić, że to był nasz pierwszy rejs z taką ilością dni na morzu. Zazwyczaj wybieramy trasy gdzie jest znacznie intensywniej, jeśli chodzi o zwiedzanie. Kolejny tego typu rejs będzie pewnie dopiero na emeryturze
:) Przy czym w tym konkretnym wypadku byliśmy z trasy zadowoleni, bo po prostu odległości w tym kierunku były na tyle duże i trzeba było z tym żyć.
Iguana
Tutaj się coś ukryło na drzewie
Pingwiny niekoniecznie z Madagaskaru
Papugi
Kolczatka
Krokodyl
Dingo, które o dziwo nie spały gdzieś w jamie
Mój nowy ulubieniec, który cały ranek uprawiał jogging w koło swojej zagrody
Mój drugi ulubieniec
A na koniec tradycyjnie, jak w każdym australijskim zoo - farma
Ze względu na ograniczony czas nie udało nam się dokładnie zwiedzić całości, ale myślę że 80% zwierząt widzieliśmy - odpuszczaliśmy głównie ptaki.
Nasz przewodnik Nigel zabrał nas następnie na punkt widokowy Lincoln's Rock
Mieliśmy dość sprawną grupę i postanowił zejść z nami nieco niżej. Tam np. widać wraki jakie ludzie wrzucali w przepaść. Teraz dojazd do urwiska jest zablokowany
W południe dostaliśmy czas wolny na lunch w wiosce Leura, która skupia się na krojeniu turystów na drogich obiadach. Na szczęście dało znaleźć się coś w rozsądnej cenie. W lokalu był telewizor i leciały wiadomości. Akurat dowiedzieliśmy się o "słynnej" amerykańskiej instagramerce, która bawiła się w łowczynię wombatów i wszyscy chcieli jej natychmiastowego wydalenia z Australii. Pani odnalazła świetny sposób na zamknięcie swojej kariery w internecie :D
Po lunchu pojechaliśmy na wodospad
tuż obok był punkt widokowy. To był stresujący moment dla Nigela, bo musiał nas zostawić pod wodospadem i sami mieliśmy przejść 10 minut ścieżką pod punkt widokowy, a on przestawiał busa drogą dookoła. Opowiadał, że raz mu się grupka zgubiła i służby szukały ich kilka godzin. Nie wiem jak to zrobili, bo to nie była skomplikowana trasa. Chyba po prostu ludzie nie słuchają.
W tym miejscu Nigel do nas dołączył i w tym miejscu osoby, które nie czuły się na siłach na spacer po lesie mogły zostać w pobliskiej kawiarni. Kilka starszych osób rzeczywiście zostało. Większość jednak ruszyła na szlak.