0
bruce09lili 23 marca 2025 20:36
Image

Image

Image

Image

Jak już wcześniej wspomniałem jutro czeka nas nadprogramowy dzień na morzu, więc nie ma pośpiechu. W teatrze jest miejscowy komik, co nas kompletnie nie interesuje, więc po kolacji bierzemy nasze wino i idziemy do baru gdzie gra rock band.Dzień 10

Jak już wspominałem dzisiaj mamy nadprogramowy dzień na morzu. Jest dość pochmurno, więc korzystamy z okazji i nasza skóra odpoczywa od słońca.

Przechodząc przez jeden z barów zobaczyłem, że puszczają w TV hokej na poziomie NHL i koszykówkę NBA. Ze względu na różnicę czasu wychodziło to ok przedpołudnia. Postanowiłem się przyczaić na moje drużyny.
Image

Standardowo do południa siedzimy na basenie, a później kręcimy się po różnych eventach i odpoczywamy w kajucie. Wspominałem już, że u jubilera odbywały się loterie, na które chodziliśmy głównie po odbiór plastikowych zawieszek do naszyjnika. Przy okazji braliśmy udział w losowaniu. Czasami ludzie wygrywali szampana, czasami jakiś wisiorek czy bransoletkę. Tym razem my wygraliśmy. Nagrodą było uwaga... kolejny zestaw plastikowych zawieszek do naszyjnika. Do tego długopis.

Za dwa dni mamy kolejną wyspę, na której mamy wykupioną wycieczkę w lokalnym biurze. Dzisiaj biuro napisało na whats app w celu potwierdzenia i podali wskazówki dotyczące miejsca i auta. Tymczasem obiło mi się o uszy coś w niewyraźnym komunikacie słowo tender boat, więc szybko poszedłem do recepcji ustalić szczegóły i spytać o politykę schodzenia na ląd za pomocą szalup. Okazało się, że podobnie jak na Coscie są bilety ustalające kolejność, ale rozdają je dopiero w dzień zejścia od 7 rano.

Po kolacji poszliśmy do teatru, bo dziś miał być hipnotyzer. Zdecydowanie jeden z lepszych show na statku jakie widziałem. Przynajmniej dla widowni, bo ochotnikiem nie chciałbym być :P
Od razu przepraszam za jakość zdjęć. Ogólnie zdziwiłem się, że było przyzwolenie na zdjęcia, ale tylko bez flesza.
Na początek standardowe usypianie. Osób na scenie było więcej niż krzeseł, ale hipnotyzer każdego prowokował i sprawdzał czy naprawdę jest w transie. Osoby które tylko udawały lub były zbyt płytko były odsyłane ze sceny
Image

Image

Image

Image

Image

Zaczęły się pierwsze zadania
Image

np. lizanie loda
Image

Image

Image

Image

a teraz dojenie krowy
Image

Image

Każdy został członkiem orkiestry symfonicznej
Image

Image

A ten pan dostał solówkę. Zdradzę tajemnicę, że ten pan był ulubieńcem hipnotyzera i stał się gwiazdą całego statku
Image

Tutaj pływał
Image

Image

A tutaj robił taniec brzucha.
Image

Image

Image

Image

Na koniec wszyscy tańczyli.
Image

Dzień 11

Kolejny dzień na morzu. Tym razem pogoda jest ładna a nam kończy się krem z filtrem. Na szczęście żona odkrywa wielki pojemnik z ogólnodostępnym kremem po który biegamy (jako jedni z nielicznych) co godzinę.

Nasza przygoda z cyklonem rozpoczyna się na poważnie. Do tej pory udawało nam się omijać wpływy całej trójki. Tym razem jeden z dwójki mniejszych - Seru pokrzyżował nasze plany na kolejne dni czyli Fidżi. Pierwotny plan zakładał, że pierwszy port na Fidżi to Denerau, a kolejnego dnia mieliśmy być na Dravouni Island - bezludna wyspa w całości przeznaczona na plażowanie i snoorklng. Coś typowo pod statek. Tymczasem okazało się, że Seru robi na tyle dużą falę, że nie da się nas bezpiecznie wyładować szalupami i dlatego muszą zmienić trasę. Pierwszy port to Lautoka (ok 20 km od Denerau) a drugi to Suva po przeciwnej stronie wyspy. Oznacza to, że nasz plan stoi pod znakiem zapytania. Miałem już kontakt na whats app do biura które organizowało naszą wycieczkę, więc opisałem im sytuację. Udało nam sie dogadać i za opłatą 100 dolarów Fidżi przyjadą po nas do Lautoki.
Kapitan wspomina coś o coraz groźniejszym Alfredzie. Zaczynamy się nieco interesować tematem, ale przecież ten cyklon miał się ślizgnąć wzdłuż wybrzeża Australii w kierunku Tasmanii, więc na pewno rozejdzie się po kościach. Mimo wszystko zapisuję sobie kilka stron z wiadomościami.

Rytm dnia na morzu jest mniej więcej taki sam. Różnica jest tylko taka, że Nina ma już przyjaciółkę - Coral. Są w tym samym wieku i świetnie się dogadują. Chętnie spędzałby ze sobą cały dzień, ale mijamy się na wszystkich posiłkach, bo Coral z rodzicami je w porach Queenslndzkich.

Postanowiłem wypić piwo dla ochłody, a barman pyta się mnie czy chcę wiadro? :D
Spieszę z wyjaśnieniami. Australijczycy, a w szczególności Queenslandczycy są uzależnieni od zimna. Klimatyzacja jest ustawiona na absurdalnie niskie temperatury, napoje są prawi zmrożone, a do tego wszystkiego jest tona lodu*. Żeby taki napój przypadkiem się nie ogrzał stosowane są albo pokrowce na puszki/butelki albo można sobie wziąć wiadro z lodem i do niego włożyć schłodzone puszki lub butelki
Image

* rekordzista zasypał szklankę lodem z czubkiem i zalał to zimnym napojem. Ja od klimatyzacji już dostałem infekcji gardła i muszę brać leki.

Na kolacji jak zwykle duży wybór specjałów
Image

Image

Normalnie przed zwiedzaniem wolimy się wyspać, ale tym razem w teatrze ma być iluzjonista. Ze względu na Ninę i trochę z własnej ciekawości idziemy zobaczyć. Tak zawiedzionego dziecka dawno nie widziałem. Okazało się, że iluzjonista był zwykłym komikiem, z czerstwymi żartami, który udawał, że robi sztuczki. To się nie broniło nawet jako stand-up, bo w zasadzie drwił sobie tylko z ochotników. Do końca rejsu Nina pomstowała "jak on mógł nazwać się iluzjonistą"

Dzień 12

Wstajemy wcześniej, bo musimy zejść jako pierwsi - jesteśmy umówieni na 8.30 z kierowcą. Sprawnie jemy śniadanie, zabieramy graty i idziemy ustawić się w kolejkę (niezbyt dużą) do wyjścia
Image

Wiemy z informacji od biura, że kierowca nie może wjechać do portu, bo nie zdążyli załatwić pozwolenia. Mamy wyjść poza bramę portową. Tam czekają taksówki na chętnych. Po drodze i na postoju wszyscy nas pozdrawiają fidżiańskim pozdrowieniem 'bula'. Ludzie są przemili i taksówkarz od razu zainteresował się na kogo czekamy. Jak wyjaśniliśmy i okazało się że już czas na nasze spotkanie z kierowcą to poprosił nas o nr telefonu i zadzwonił do biura. Okazało się, że kierowca będzie za kilkanaście minut. Ostatecznie spóźnił się ponad 20 minut, ale z rozbrajającym uśmiechem wyjaśnił, że oni mają tutaj 'Fiji time', czyli że nikomu się nigdzie nie spieszy.
Po drodze mamy zgarnąć jeszcze dwie osoby z hotelu. Całą drogę pada. Zabieramy dwie młode Amerykanki studiujące w Sydney.
Nie mamy sztywno ustalonego planu i to kierowca decyduje o kolejności zwiedzania. Zaraz jak wsiedliśmy to mówił, że najpierw świątynia ale deszcze wpłynął na zmianę planów. Najpierw pojechaliśmy do ogrodów śpiącego giganta. Kierowca tłumaczył, że wygląda na to, że będzie padać co chwilę i za kilka godzin droga do ogrodów może być nieprzejezdna.
Na wejściu do ogrodów dostaliśmy wielkie parasole, ale tylko trochę kropiło.
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Widok z ogrodu na górę z konturów, której można odczytać śpiącą sylwetkę
Image

Image

Image

Image

Image

Ogród jest średniej wielkości, a uzgodniliśmy że mamy pół godziny więc zwiedzamy dość nieśpiesznym tempem.
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

qba85 16 kwietnia 2025 23:08 Odpowiedz
bruce09lili napisał:Nie po to tłukliśmy się na drugi koniec świata, żeby wrócić po odwiedzeniu jednego zoo w Brisbane. Nie taki był plan. A ten rejs to nic? :)
bruce09lili 17 kwietnia 2025 05:08 Odpowiedz
Powiedzmy, że będąc uwięzionym na rejsie i anulując kolejne zaplanowane dni skupialiśmy się bardziej na negatywnych emocjach bieżących i przyszłych, niż na pozytywnych przeżyciach z poprzednich dni. Jeśli nie uda nam się przedłużyć pobytu to można powiedzieć, że Australia była tylko krótkim przystankiem, a nie miejscem docelowym. Co do samego rejsu, to napiszę jeszcze o nim podsumowanie ale mogę zdradzić, że to był nasz pierwszy rejs z taką ilością dni na morzu. Zazwyczaj wybieramy trasy gdzie jest znacznie intensywniej, jeśli chodzi o zwiedzanie. Kolejny tego typu rejs będzie pewnie dopiero na emeryturze :) Przy czym w tym konkretnym wypadku byliśmy z trasy zadowoleni, bo po prostu odległości w tym kierunku były na tyle duże i trzeba było z tym żyć.
kkasia11 7 czerwca 2025 23:08 Odpowiedz
Fajna relacja. Na początku myślałam, że Alfred to będzie kangur. Ot blondynka :D