0
bruce09lili 23 marca 2025 20:36
Image

Image

Image

Na kolację poszliśmy za rekomendacją Georga do chińskiej restauracji na deptaku przy operze. Siadamy przy stole z częścią obrotową, więc będzie wymiana smaków. Ja zamawiam kangura na co Paula i George patrzą ze zdziwieniem, bo uważają, że to nie ciekawe mięso ale dla mnie to ostatnia okazja na spróbowanie*. Okazało się, że kangur po chińsku był przepyszny i nawet Nina się zajadała. Dość długo siedzieliśmy w restauracji, a jeszcze później pokręciliśmy się po deptaku. George w rozmowach potwierdził kilka naszych spostrzeżeń po pobycie, np. że Australijczycy nie są już tak mili i wyluzowani jak kiedyś. George zauważył, że dużo zmieniło się po pandemii. Z innych ciekawostek - są gigantyczne różnice między stanami. W Sydney toczyło się normalne życie wieczorem i w nocy. W Queensland ludzie wstają o 4 a o 19 idą spać :)

A tak wygląda miasto nocą
Image

Image

Nina trochę się zawiodła, bo oczekiwała jakiegoś ładnego podświetlenia opery. Nie wiem jak powinna wyglądać opera w nocy ale niczym specjalnym akurat tego dnia się nie wyróżniała.
Pożegnaliśmy się z Paulą i Georgem i pojechaliśmy do hotelu. Odlot w sobotę mamy o 16 ale hotel musimy opuścić do 11 więc nie musimy się spieszyć. Nie chce nam się też kombinować ze zwiedzaniem, tylko chcemy jechać od razu na lotnisko.Dzień 26

Pożegnanie z Australią

Rano dokańczamy pakowanie i idziemy na śniadanie do pobliskiej kawiarni. Punkt 11 wymeldowujemy się z hotelu i zamawiamy ubera. Jest sobotnie przedpołudnie więc nie ma dużego ruchu i sprawnie docieramy na lotnisko. Okazuje się (tak jak się spodziewaliśmy), że stanowisko BA otworzy się dopiero koło 13. Postanowiliśmy skorzystać z saloniku w części ogólnodostępnej ale odbiliśmy się od ściany, bo nie mieliśmy kart pokładowych. Pokręciliśmy się trochę po lotnisku i ustawiliśmy w formującą się kolejkę do chcek-in. Dla economy przeznaczone było tylko jedno okienko, ale jak inne klasy wyczerpały kolejkę to nasza nieco ruszyła. Od razu chcieliśmy pozbyć się bagaży podręcznych i pani chętnie przyjęła małe walizki ale torbę na ramię odpuściła. Jako, że akurat torba była najlżejsza to nam taki układ odpowiadał.

Od razu po kontroli bezpieczeństwa skierowaliśmy się do saloniku, a tam za oknem czekał już nasz samolot
Image

Image

Załadunek poszedł sprawnie. Tym razem nie mieliśmy żadnego stopovera więc czekał nas 25 godzinny lot do Londynu z przerwą na tankowanie w Singapurze - ok 1,5h

Pierwsza część była lotem dziennym więc zrobiliśmy ostatnie zdjęcia outbacku
Image

Image

Image

Pierwszy raz lecieliśmy z opcją wysiadki na tankowanie i do końca nie wiedziałem czy zostawiamy graty w samolocie, czy zabieramy? Okazało się, że wszystko trzeba zabrać. Dowiedzieliśmy się o tym jak już trzeba było wychodzić i okazało się że sporo zostawiliśmy. Najpierw dziewczyny zorientowały się, że zostały ich bluzy. Byliśmy już w rękawie i stewardesy nie chciały mnie wpuścić z powrotem ale powiedziały że przyniosą. Oczywiście przyniosły tylko jedną. Po chwili wróciły z drugą. Kiedy wyszliśmy już na teren lotniska to ogarnęło mnie dziwne uczucie, że ja też o czymś zapomniałem. Otwieram plecak i szukam czytnika książek. Oczywiście został w kieszeni fotela. Znajduję stanowisko informacji i pytam co w związku z tym. Wysłali mnie do stanowisk BA odpowiedzialnych za reklamacji i rzeczy znalezione - gdzieś 15 minut dalej. Tam dowiedziałem się, że jeśli ekipa sprzątająca coś znajdzie w fotelu to raczej zostawi. Niespecjalnie mnie to pocieszyło więc jak tylko wpuścili nas pod bramkę którą ponownie mieliśmy się ładować do samolotu znów zapytałem obsługę i pani przez telefon sprawdziła i ktoś przyniósł czytnik. Tylko musiałem powiedzieć jaki język jest ustawiony, mimo że pewnie pani nie była w stanie rozpoznać polskiego.

Dzień 27
Dalsza część lotu była nocą i udało się kilka godzin przespać. W Londynie wylądowaliśmy o świcie, a lot do Warszawy mieliśmy po 8. Nie chcieliśmy już marnować wejść do saloniku, bo byliśmy po śniadaniu w samolocie. Na locie do Warszawy zrobiliśmy się trochę głodni więc uznałem, że nasze skromne 9000 aviosów przepadające za miesiąc na żaden lot nie wystarczy ale na 2 kanapki, 2 kawy i coś słodkiego dla Niny już tak :)

W Warszawie o dziwo szybko odebraliśmy bagaże i wyszliśmy na zewnątrz tak jak mówiła nasza instrukcja odbioru przez busa parkingowego. Okazało się, że przez to że nasz pobyt się przedłużył automat nie rejestrował naszego zgłoszenia odbioru ale telefon do biura rozwiązał problem. Po chwili dołączyła do nas i jeszcze 3 osób z Londynu duża grupa z Hurgady, która z partyzanta zaczęła wrzucać swoje walizki do busa. Na szczęście kierowca miał listę wg której była ustalana kolejność odbiorów. Na parkingu chciałem uregulować w biurze opłatę 40 zł za przedłużenie, ale pan powiedział że mam to zrobić kartą na bramce, a jak będę miał szczęście to system puści mnie za darmo. Nie miałem szczęścia ale i tak z zadowoleniem ruszyliśmy w 5 godzinną drogę do domu.

Zanim przejdę do podsumowania to wspomnę o czymś o czym zapomniałem napisać wcześniej. Jak schodziliśmy ze statku to w porcie był sznur karetek i co najmniej kilka osób wyjeżdżało na noszach, a więcej niż kilka na wózkach. Pod koniec rejsu szpital na statku musiał być pełny.

Tytułem podsumowania - całkowity koszt to 40800 zł, z czego dokładnie 2/3 to rejs + loty.

Na pewno w tym wyjeździe skupiliśmy się na zwierzętach kosztem innych atrakcji ale jak wspominałem - my z żoną już w Australii byliśmy, a nie sądzę żeby Nina żałowała, że nie była w muzeum pierwszych skazańców :)

Jeśli ktoś ma jakieś pytania o szczegóły to zapraszam do zadawania pytań

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

qba85 16 kwietnia 2025 23:08 Odpowiedz
bruce09lili napisał:Nie po to tłukliśmy się na drugi koniec świata, żeby wrócić po odwiedzeniu jednego zoo w Brisbane. Nie taki był plan. A ten rejs to nic? :)
bruce09lili 17 kwietnia 2025 05:08 Odpowiedz
Powiedzmy, że będąc uwięzionym na rejsie i anulując kolejne zaplanowane dni skupialiśmy się bardziej na negatywnych emocjach bieżących i przyszłych, niż na pozytywnych przeżyciach z poprzednich dni. Jeśli nie uda nam się przedłużyć pobytu to można powiedzieć, że Australia była tylko krótkim przystankiem, a nie miejscem docelowym. Co do samego rejsu, to napiszę jeszcze o nim podsumowanie ale mogę zdradzić, że to był nasz pierwszy rejs z taką ilością dni na morzu. Zazwyczaj wybieramy trasy gdzie jest znacznie intensywniej, jeśli chodzi o zwiedzanie. Kolejny tego typu rejs będzie pewnie dopiero na emeryturze :) Przy czym w tym konkretnym wypadku byliśmy z trasy zadowoleni, bo po prostu odległości w tym kierunku były na tyle duże i trzeba było z tym żyć.
kkasia11 7 czerwca 2025 23:08 Odpowiedz
Fajna relacja. Na początku myślałam, że Alfred to będzie kangur. Ot blondynka :D